Dobry wieczór.
Wstałam dzisiaj przed budzikiem. Trochę mi w tym pomógł mój kudłaty towarzysz ziemskiej niedoli, ponieważ potrzebował się załatwić. Na szczęście wstałam względnie wypoczęta i nie było dla mnie problemem zacząć funkcjonować przed godziną ósmą.
Źródło: fotografia własna
Przed 10 przyjechali po mnie rodzice i pojechaliśmy na trzecie urodziny mojej bratanicy. Jak niejednokrotnie na pewno wspominałam nie przepadam za spędami rodzinnymi. Było bardzo dużo dzieci, bardzo głośno i radośnie, a tort był różowy i smaczny. Cieszę się, że impreza trwała tylko dwie godziny, bo to optymalna dawka dzieci. Potem pojechaliśmy jeszcze na obiad, który lekko mówiąc dupy nie urwał.
Po powrocie do domu zabrałam psa na spacer i rozmyślałam o tym jakie auto uda mi się kupić w moim budżecie. Mam nadzieję, że uda się upolować jakiegoś golfa na przykład. Na pewno będę prosić kolegę o pomoc w znalezieniu samochodu, ponieważ kolejny raz nie popełnię tego błędu i nie kupię auta samodzielnie. Kolega podobno też jest dobry w targowaniu się dlatego liczę na to, że z jego pomocą uda się ogarnąć coś fajnego, co będzie jeździło z punktu A do punktu B bez zbędnych atrakcji.
Przygotowałam sobie posiłki na najbliższe dwa dni i jestem w lekkim stresie czy podjadanie w tym tygodniu nie sprawi, że waga mi nie spadnie. A podjadałam dwa razy. Raz ciasto od kolegi, który kończył terapię no i dzisiaj kawałek tortu. Niby nie dużo, ale wiadomo jak to jest jak ktoś ma tendencję do tycia. W nadchodzącym tygodniu postaram się nie podjadać nic, ponieważ w tłusty czwartek na pewno sobie na coś słodkiego pozwolę. Nie jest problemem to, że podjadam tylko problemem jest to, że kiedy to robię to na maxa. Nie umiem zjeść jednego piernika tylko wciągam od razu całą paczkę. I tak jest ze wszystkim. Nic dziwnego, że waga nie spada w takim tempie jakbym sobie życzyła.
Na spacerze z psem udało mi się upolować wolontariuszy WOŚP i za datek wrzucony do puszki otrzymałam serduszko, które wylądowało na smyczy. Z jednej strony jest serduszko, a z drugiej naklejka od naszego weterynarza głosząca dumnie "dzielny pacjent"
Źródło: fotografia własna
Wieczór na szczęście już na spokojnie. Spam na czacie, kolacja w postaci ryżu z kurczakiem i Młody Sheldon. Kolejna osoba poleciła mi dzisiaj The Office i chyba to będzie następny serial, który będę oglądać. Oczywiście po skończeniu Sheldona, w którego mam mocną wczutkę. Moja równowaga psychiczna jest nadal zaburzona po spędzie rodzinnym dlatego czuję, że dzisiaj trochę dłużej sobie posiedzę.
Bardzo chciałabym być lepszym kompanem do imprez rodzinnych, a nie zachowywać się jak wypłosz. Niestety nawet jak daję z siebie maxa to wciąż jest za mało. Nie wiem co mam mówić, o czym rozmawiać, siedzę tylko z boku i nic się nie odzywam jak jakiś dzikus. Bardzo chciałabym to zmienić, ale nie mam pojęcia jak to zrobić. Czuję się przez to gorsza. Eh, nie wystarczy tylko nie pić, trzeba wprowadzać zmiany, a to mi nie wychodzi kompletnie. Najgorsze, że przede mną prawdziwe zatrzęsienie imprez, w marcu aż dwie wielkie imprezy, a w kwietniu urodziny chrześniaka. Najchętniej wymiksowałabym się z tego całkowicie i została w domu, ale trzydziestka brata i sześćdziesiątka taty zobowiązują, żeby być. Postaram się bardziej i może nie będzie tak źle. Mam taką nadzieję.
Lecę oglądać Sheldona.
Do jutra!