Monday Marathon – Step by Step to the Goal
The day started off intensely – a walk to work, a quick stop at the store to pick up a small gift for a colleague going through a tough time, and then straight into the daily hustle at preschool. No time for boredom! The kids were full of energy, and I had to keep up with them. Despite the unpredictable weather—one moment sunshine, the next snow, then cold wind—we managed to go out for an hour-long walk. Interestingly, the morning felt much nicer than the afternoon when the temperature dropped to four degrees, and the wind made staying outside less enjoyable.
After work, I still had grocery shopping to do, but I took a longer route home to avoid an unwanted encounter. The result? More steps on my counter and a few extra minutes to clear my mind. When I finally got home, I treated my family to fresh orange juice and then headed out to do the grocery shopping for the week. Luckily, Sara helped me unpack everything, which meant I could quickly prepare soup for tomorrow—so my crew can relax while I’m at work.
Now, as I write this from the bathtub, I feel like a tank has run over me—but it’s that satisfying kind of exhaustion. Yesterday’s workout hit me hard, and today’s activity just added to it. I’m happy to have so much energy, even though viruses are lurking around the house, trying to catch me. Keep your fingers crossed that I don’t get sick! Tomorrow, I’ll be covering for a teacher in the kindergarten transition class, so I’m hoping for a calmer day and maybe a bit more sunshine.
Poniedziałkowy maraton – krok za krokiem do celu
Dzień rozpoczął się intensywnie – spacer do pracy, szybka wizyta w sklepie po drobiazg dla koleżanki, która przeżywa trudne chwile, i od razu bieg po przedszkolu. Nie było czasu na nudę! Dzieci pełne energii, a ja razem z nimi. Mimo kapryśnej pogody – raz słońce, raz śnieg, raz zimny wiatr – udało nam się wyjść na godzinny spacer. Co ciekawe, poranek był przyjemniejszy niż popołudnie, gdy temperatura spadła do czterech stopni, a wiatr skutecznie zniechęcał do dłuższych wędrówek.
Po pracy czekały mnie jeszcze zakupy, ale wybrałam dłuższą trasę powrotną, żeby uniknąć niechcianego spotkania. Efekt? Więcej kroków na liczniku i kilka minut dla siebie na przewietrzenie głowy. Po dotarciu do domu nagrodziłam moich domowników świeżym sokiem pomarańczowym, a potem ruszyłam na zakupy spożywcze na cały tydzień. Na szczęście Sara pomogła mi wszystko rozpakować, dzięki czemu szybciej mogłam zająć się obiadem na jutro – zupa już czeka na moją ekipę, żeby mogli odpocząć, gdy ja będę w pracy.
Teraz, gdy piszę to z wanny, czuję się, jakby przejechał po mnie czołg – ale to pozytywne zmęczenie. Wczorajszy trening dał mi w kość, a dzisiejsza aktywność tylko dołożyła cegiełkę. Cieszę się, że mam w sobie tyle energii, choć wirusy w domu krążą i próbują mnie dopaść. Trzymajcie kciuki, żeby mi się udało! Jutro czeka mnie zastępstwo w zerówce, więc liczę na spokojniejszy dzień i trochę więcej słońca.
This report was published via Actifit app (Android | iOS). Check out the original version here on actifit.io