Roller Skating Comeback After 20 Years and 10,000 Steps in Crazy Weather
Yesterday, my step counter stopped at 10,878. Not a record-breaker, sure, but considering the chaotic weather, I’d say not bad at all. We started the day slow – some cozy movie time with the kids in the morning. But by 11 AM, things took a turn – Sara and I grabbed our rollerblades and headed out!
Yes, ROLLERBLADES! I got them from my husband on Friday, and believe it or not, I hadn’t skated in 20 years! Sara’s had maybe 2–3 years of occasional skating under her belt, but we both agreed we wanted something that was just ours. The boys are all about scooters and bikes, so this would be our mother-daughter thing, a little bonding ritual on wheels.
The weather wasn’t exactly cheering us on – snow in the morning and strong winds – but we threw on our softshell jackets and took advantage of a short break in the storm. We skated for about an hour, and to my surprise, it went pretty well! Honestly, it was easier to get back into skating than it was to return to ice skating, and I already know I’ll be reaching for those rollerblades more often. It brought me so much joy and fun!
Sara took three tumbles (and giggled through most of them), but luckily, nothing serious – just a sore butt. After we got back, I had that funny tingly feeling in my feet – like after dancing in heels too long, but in a sporty kind of way. The rollerblades held up great – well-balanced, and the wheels handled different surfaces like champs.
After our ride, I took the boys out for a walk – they were on their scooters, and we threw in a game of tag. Eventually, the hail chased us back home. Later, I squeezed in a quick solo walk to top off the step count.
In the evening, I added a short workout with some TRX straps, weights, and stretching. Nothing too intense, but just enough to feel good. Especially after these past days, where sleep was scarce, and my brain had to stay in high gear for way too long.
All in all? The weather may have been mean, but the day was full of movement, laughter, and connection. And those 10,878 steps? Just the beginning.
Rolkowy powrót po 20 latach i 10 tysięcy kroków w szaleństwie pogody
Wczoraj licznik kroków zatrzymał się na 10 878 – może nie rekordowo, ale biorąc pod uwagę pogodowe szaleństwo, całkiem nieźle. Dzień zaczęliśmy leniwie – poranek z dziećmi i kilka wspólnych filmów. Ale już o 11 nastąpił zwrot akcji – wyskoczyłam z Sarą na rolki!
Tak, ROLKI! W piątek dostałam je od mojego męża. Nie jeździłam… uwaga… od 20 lat! Sara z kolei miała kilka sezonów w nogach – góra 2–3 lata doświadczenia, ale obie zdecydowałyśmy, że chcemy coś tylko dla siebie. Coś, co nie miesza się z hulajnogami chłopaków czy rowerami. Coś, co będzie naszym „dziewczyńskim czasem”.
Pogoda nie zachęcała – poranny śnieg i zimny wiatr – ale softshelle zrobiły robotę i wskoczyłyśmy na kółka. Godzina jazdy za nami, a ja jestem totalnie zaskoczona – wróciło to szybciej niż łyżwy! Czuję, że rolki na dobre zagoszczą w mojej codzienności, bo dały mi mnóstwo radości, luzu i śmiechu.
Sara zaliczyła trzy wywrotki (i trzy razy śmiech przez łzy), ale nic się nie stało, poza obitą pupą. Ja po powrocie miałam śmieszne uczucie w stopach – coś jak po długim koncercie na szpilkach, tylko bardziej sportowo. Rolki zdały egzamin: wygodne, dobrze wyważone, kółka świetnie amortyzowały nawet kostkę brukową.
Po rolkach przyszła pora na chłopaków – oni na hulajnogach, ja pieszo. Zabawa w berka, grad w drodze powrotnej i jeszcze wieczorny spacer solo. Zebrało się trochę kroków i trochę endorfin.
Wieczorem dorzuciłam jeszcze kilka ćwiczeń – TRX, ciężarki i rozciąganie. Nie za dużo, ale wystarczająco, by poczuć, że zrobiłam coś dla siebie. Zwłaszcza po ostatnich dniach, kiedy sen był luksusem, a mózg pracował na pełnych obrotach.
Podsumowując? Pogoda złośliwa, ale dzień pełen radości, ruchu i dobrej energii. I wiecie co? Te 10 878 kroków to dopiero początek.
This report was published via Actifit app (Android | iOS). Check out the original version here on actifit.io
