Boundaries That Protect – A Monday with 11,000 Steps and a Powerful “No”
Yesterday wasn’t the most physically active day in terms of workouts – my step counter stopped at 11,000. Not a huge number, but after an intense weekend, my body clearly needed rest. I was in need of some real recovery – both physical and emotional.
Work greeted me with a confrontation that had been hanging over me since Friday. What happened that day still didn’t sit right with me. There were two completely different versions of the events – like we had experienced two separate realities. But one thing was certain: I couldn’t stay silent. During the conversation, I spoke clearly and directly. I said, without hesitation, that I do not tolerate the way the children were treated.
I’m the kind of person who can endure quite a lot. Sometimes I don’t react immediately – not because I don’t notice, but because I know some people simply won’t understand. But my boundary is crystal clear: it ends where harm to a child begins. And even if it means having difficult confrontations over and over again – I will not allow mistreatment of children in my presence. Period.
After the talk, I still had to spend another two hours working with that woman. Strangely enough – it went smoothly. Maybe she realized she’d crossed a line and that there could be consequences. Or maybe it was just a temporary distraction. I don’t know. Luckily, the weather was beautiful, and we spent most of the time outside with other groups. It gave me a moment to breathe.
I walked home, had an early dinner, lay down for a moment… and fell asleep around 7 PM. I could feel the tension draining from me, my body letting go, simply asking for one thing – rest.
There were no workouts. Just a walk. A breath. A boundary drawn exactly where it needed to be. And you know what? That counts too. That’s also activity – the activity of heart, courage, and values.
Granice, które chronią – czyli poniedziałek z 11 tysiącami kroków i ważnym „nie”
Wczorajszy dzień nie należał do najbardziej aktywnych, jeśli chodzi o treningi – licznik zatrzymał się na 11 tysiącach kroków. Niby niewiele, ale po intensywnym weekendzie mój organizm wyraźnie domagał się odpoczynku. Potrzebowałam regeneracji – fizycznej i emocjonalnej.
W pracy czekała mnie konfrontacja. Temat wracał do mnie od piątku, kiedy doszło do sytuacji, która nie dawała mi spokoju. Wersje wydarzeń – diametralnie różne, jakbyśmy były na dwóch innych planetach. Ale jedno wiedziałam na pewno: nie mogłam tego zostawić bez reakcji. W trakcie rozmowy wyraźnie nazwałam rzeczy po imieniu. Powiedziałam jasno, że nie ma mojej zgody na takie traktowanie dzieci, jakie miało wtedy miejsce.
Jestem osobą, która potrafi znieść naprawdę sporo. Czasem nie reaguję od razu – nie dlatego, że nie widzę, ale dlatego, że wiem, iż niektórych i tak nie da się przekonać. Jednak moja granica kończy się tam, gdzie dziecku dzieje się krzywda. I choćbym miała mierzyć się z kolejnymi nieprzyjemnymi konfrontacjami – nie pozwolę, by w mojej obecności dochodziło do złego traktowania dzieci. Po prostu nie.
Po rozmowie musiałam jeszcze przez dwie godziny współpracować z tą kobietą. O dziwo – obyło się bez spięć. Może dotarło do niej, że przekroczyła granicę, a może to tylko chwilowa taktyka – nie wiem. Na szczęście pogoda dopisała i większość czasu spędziłyśmy na świeżym powietrzu z innymi grupami. To pozwoliło mi złapać oddech.
Do domu wróciłam spacerem. Zjadłam obiadokolację, położyłam się na chwilę… i zasnęłam już około 19:00. Czułam, jak napięcie ze mnie schodzi, jak organizm w końcu puszcza, odpuszcza i prosi tylko o jedno – sen.
Nie było ćwiczeń. Był spacer. Był oddech. Była granica, postawiona w najwłaściwszym miejscu. I wiecie co? To też się liczy. To też jest aktywność – aktywność serca, odwagi i wartości.
This report was published via Actifit app (Android | iOS). Check out the original version here on actifit.io