When Life Says "Slow Down" — Listen, Put on a Hoodie, and Go for a Walk!
Yesterday, life hit my pause button. From the morning, I felt something coming on, so instead of rushing around like usual, I stayed home. I only dropped Wiktorek off at kindergarten, put Alex on his bus, grabbed a few groceries, and... went straight back to bed like a true champion of rest.
In the afternoon, Sara and I went to pick up the boys from school and kindergarten, and we had lunch together — simple things, but they always taste the best, especially when you're operating in "just survive" mode. And although the whole day was shaping up to be blanket, tea, and TV shows, by the evening I started feeling restless. You know how it is — nature abhors a vacuum.
Even though it was chilly outside, and we could see our breath like little steam trains, I pulled Sara and Roni out for a walk in the park. And let me tell you — it was the best decision ever!
The sky painted the most beautiful landscapes for us — soft pinks and purples, as if the whole world had slowed down just for a moment.
We walked for about 40 minutes, and even though my step counter showed 11,916 steps, today I know that even if it had been just 6,000, it would still have been perfect. You don't always have to break records! Sometimes you just need to be kind to yourself, listen to your body, and say: "Today, we take it slow. And that's okay."
Regeneration is an activity too. A walk is a workout... for the soul.
And me? I feel a little better today. Maybe not like a brand-new person, but definitely like someone who gave themselves a real chance to breathe.
In short:
Sometimes less really is more,
11,916 steps and a piece of myself found again,
Blanket — checked,
A magical sunset walk — priceless.
Take care of yourselves! You don't always have to rush — sometimes just walking is enough.
Kiedy życie mówi „zwolnij” — posłuchaj, załóż kaptur i idź na spacer!
Wczoraj życie wcisnęło mi przycisk pauza. Od rana coś mnie brało, więc zamiast gnać jak zawsze, zostałam w domu. Odwiozłam tylko Wiktorka do przedszkola, Alexa oddałam do busa, zrobiłam szybkie zakupy i... wróciłam do łóżka, jak prawdziwa zawodniczka odpoczynku.
Po południu razem z Sarą odebrałyśmy chłopaków i zjedliśmy wspólny obiad — proste rzeczy, które smakują najlepiej, zwłaszcza gdy człowiek funkcjonuje na trybie „przeżyj”. I choć cały dzień zapowiadał się raczej pod hasłem kocyk, herbatka, seriale, to wieczorem coś mnie zaczęło nosić. Wiadomo, natura nie znosi próżni.
Mimo chłodu i pary wydobywającej się z naszych ust jak z lokomotywy, wyciągnęłam Sarę i Roniego na spacer do parku. I powiem Wam jedno: to był strzał w dziesiątkę!
Niebo malowało dla nas pejzaże jak z bajki — różowo-fioletowe, ciche, jakby cały świat specjalnie dla nas zwolnił.
Spacer trwał 40 minut, a choć mój licznik pokazał 11 916 kroków, to dziś wiem, że nawet gdyby było ich tylko 6000, to byłoby OK. Nie zawsze trzeba bić rekordy! Czasem trzeba po prostu być dla siebie dobrym, wsłuchać się w swoje ciało i powiedzieć: „Dzisiaj zwalniamy. I to jest w porządku.”
Regeneracja to też aktywność. Spacer to też trening... dla duszy.
A ja? Czuję się dziś trochę lepiej. Może nie jak nowo narodzona, ale przynajmniej jak ktoś, kto dał sobie szansę na oddech.
Podsumowując:
czasem więcej znaczy mniej,
11916 kroków i kawałek siebie odzyskane,
kocyk — zaliczony,
spacer z magicznym niebem — bezcenny.
Dbajcie o siebie! Nie zawsze trzeba pędzić — czasem wystarczy po prostu iść.
This report was published via Actifit app (Android | iOS). Check out the original version here on actifit.io